Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 10 lipca 2011

PAMIĘTNIK 10.07

Tianjin, niedziela 10.07.2011r.

Dzisiaj mijają dwa tygodnie od naszego przyjazdu do Tianjin. Cały ten czas szczególnie ostatnio, od rana do wieczora, a czasami i całą noc spędzaliśmy w szpitalu. Tak jak pisała Anetka lekarze najpierw zajęli się moimi płucami i niestety pojawił się problem z usunięciem płynu z opłucnej. Płyn był bardzo gęsty i opornie spływał. Na trzeci dzień dr Li wpuścił płyn, który go rozrzedził i już był znacznie lepiej. W sumie zeszło prawie 500ml. W czwartek dr Li wstrzyknął jakiś lek, który ma zapobiegać powstawaniu płynu. Ściąganie płynu to dla mnie zawsze bardzo trudne doświadczenie, bo kiedy płuco zaczyna się rozprężać zaczynam mieć problemy z oddychaniem. Każdy głębszy oddech powoduje silny ból. Po podaniu tlenu było znacznie lepiej.

 W piątek natomiast miałam zabieg embolizacji na wątrobę. Przed zabiegiem miałam lekkiego stracha, bo wyobrażałam sobie, że to będzie bardzo bolało i spotkała mnie miła niespodzianka Embolizację wykonuje się w znieczuleniu miejscowym. Przez pachwinę w prawej nodze dr Li wkłuł się w tętnicę i wprowadził cienką rurkę, którą poprowadził do wątroby. Na początku podano kontrast i zrobiono tomograf, żeby sprawdzić gdzie są naczynia krwionośne, którymi żywią się guzy. Później do każdego miejsca podawano lek wprowadzający w ruch molekuły, które poruszając się zaklejają i blokują naczynia krwionośne a tym samym głodzą guza. Zabieg trwał około godziny i wszystko obserwowałam na ekranie monitora. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Bezbolesne. Nawet znieczulenie mniej bolało niż u dentysty. Gorzej było po zabiegu, bo przez 12 godzin byłam unieruchomiona w łóżku a Anetka na zmianę z Pawełkiem pilnowali, żebym nie ruszała prawą nogą. Noc niestety zmuszeni byliśmy spędzić w szpitalu. Wczoraj zastosowano terapię genową i wstrzyknięto mi do opłucnej Gendicine, który jest głównym składnikiem normalnego genu ludzkiego p53. Kiedy pojawia się guz, uciska on i zmienia ten gen. Leczenie genami podanymi w wysokim natężeniu tak, by atakowały komórki rakowe, zapobiega rozwojowi komórek przez ich otoczenie tak, by nie były już więcej odżywiane i się nie namnażały. Skutkiem ubocznym może być bardzo wysoka gorączka i mdłości, ale podano mi leki, które zapobiegły ich wystąpieniu. Gorączki nie miałam, tylko dzisiaj jak byłam na kroplówkach miałam nudności i chodzą po mnie taki dziwne bóle jak przy grypie. W tym tygodniu (prawdopodobnie 13,14 i 15-go ) dostanę krew, którą pobrano do kultywacji. Będę też miałam brachyterapię na mostek.

  Zadziwiające jest podejście lekarzy chińskich do leczenia onkologicznego. W Polsce stosuje się chemioterapię, która jeśli działa i niszczy guza przy okazji niszczy też zdrowe komórki obniżając odporność i właściwie organizm jest coraz słabszy i nie ma sił na dalszą walkę z intruzem. Natomiast lekarze w Chinach stosują terapie celowane prosto w guza nie niszcząc zdrowych komórek jednocześnie stosując leki i metody wspomagające odporność, która w tej chorobie jest podstawową ochroną. Szpital jest bardzo dobrze wyposażony jeśli chodzi o sprzęt medyczny i mnóstwo pieniędzy inwestują w badania a lekarze medycynę studiują przez 11 lat. Nie wiem jak oni to robią, ale bardzo dużo pracują, nie korzystają  z urlopów i nie wyglądają na zmęczonych. Dr Li po 7-miu operacjach przyszedł do mnie z uśmiechem na twarzy zrobić punkcję i nie widać było po nim żadnego zmęczenia.
Cieszę się, że dziś dobrze się czułam i mogłam pojechać do kościoła. Bardzo tęsknię za dziećmi. Na szczęście mimo odległości wynoszącej 7400 km mamy kontakt przez skypa i możemy ze sobą rozmawiać a nawet mogę widzieć moje dwa ukochane skarby. Nie wiem jak długo jeszcze tu będziemy, bo wszystko zależy od reakcji organizmu na leczenie a to trudno przewidzieć. Leczenie jest bardzo intensywne i możliwe, że będzie potrzeba odpoczynku na nabranie sił i drugi przyjazd. Lekarze nie ukrywają też, że na tym etapie nie można mówić o wyleczeniu, ale kontrolowaniu choroby i zapobieganiu dalszej progresji. Trzeba będzie kontynuować leczenie a to niestety wiąże się z kosztami finansowymi. Mam jednak nadzieję, że nie będę musiała przerywać terapii i wracać do Polski.

Dziękuję Wam wszystkim, moim kochanym anielskim istotkom za to, że jesteście ze mną, że dzięki Wam moja wiara i nadzieja nie gaśnie a światełko w tunelu świeci pełnym blaskiem. Codziennie dziękuję Bogu za każdą osóbkę, która obudziła w sobie Anioła i usłyszała moje wołanie o pomoc ……KOCHAM WAS !!!

2 komentarze:

  1. Re-na-ta! Re-na-ta!
    Tak Ci kibicujemy! Bądź dzielna !

    OdpowiedzUsuń
  2. Koncert charytatywny w Izbicy Renatko się udal ! Było super :) Zebraliśmy dużo pieniążkow ludzie są niesamowici:)

    OdpowiedzUsuń